Dziś parę słów o problemie, którym dotyka chyba każdego człowieka. Prędzej czy później. Mam na myśli fakt który odbija się swoim piętnem w dzisiejszej rzeczywistości. Mianowicie krzywda i wynikające z niej problemy, takie jak np. brak zaufania, wynikający ze strachu przed cierpieniem. Każdy w swoim życiu chyba przeżył taką sytuację. Jest ona ciężka i trudna do opisania, ale postram się ją wyjaśnić na swoim przykładzie. Kiedyś, dawno temu spotykałam się z pewnym chłopakiem. Byliśmy ze sobą pół roku i darzliśmy się dosyć dużym uczuciem. Przynajmniej tak mi się wtdawało. Po 6 miesiącach dowedziałam się, że mój partner prowadzi podwójne życie, zdradzając mnie i okłamując na każdym kroku. Jeszcze żeby tego było mało to oczywiście robił to z moją przyjaciółką. Byłam na skraju załamania, straciłam dwie najbliższe mi osoby, nie wychodziłam z domu, siedziałam zamknięta w czterech ścianach, nie chcąc z nikim rozmawiać, tylko co jakiś czas podnosiłam się z łóżka, aby wytrzeć nos i wyrzucić chusteczkę.Przez 2 tygodnie nikt nie mógł od mnie dotrzeć. Zamknęłam się w sobie, byłam jak kukiełka. Życie nagle straciło sens. Chciałam je zakończyć. Wzięłam tabletki. Teraz dziękuję Bogu, że nie zastosowałam większej ilości. Spałam prawie dwa dni, tak twardo, że nikt przez zamknięte drzwi nie mógł mnie odbudzić. Mama bała się najgorszego. Nie wiedziała co się ze mną dzieje. Po 2 tygodniach postanowiłam się wziąźć w garść i nauczyć się żyć na nowo. Tylko z małą różnicą. Bez mężczyzn. Przez następne miesiące nie obchodził mnie kompletnie żaden potencjalny kandydat na chłopaka. Nie potrafiłam się w nic zaangażować, bałam się , że znowu skończy się jak poprzednio. W tym samym czasie postanowiłam oddać się sprawom kościoła i zaczęłam pracować jako wolontariuszka. Na jednej z akcji poznałam pewnego chłopaka. Był fajnym kumplem i tyle. Nie chciałam nic więcej. Bałam się. Przez prawie pół roku gadaliśmy tylko i wyłącznie jako kumple. Z czasem otworzyłam się na niego, opowiadałam mu o swoich problemach , a on starał się za wszelką cenę mi pomóc. Wiedziałam że mogę mu zaufać, ponieważ za bardzo mu na mnie zależało, alby mógł mnie skrzywdzić. Wyciągnął mnie z tego bagna. I choć nie udało się nam stworzyć żadego związku to i tak się przyjaźnimy. Potrzebowalam czasu by móc komuś zaufać po tym wszystkim. Było mi ciężko, choć wiedziałam że muszę to zrobić, bo im dłużej będę to przeciągać tym będzie trudniej. Zmierzyłam się z tym i teraz patrzę na ludzi i świat z nieco innej perspektywy. Nie traktuje ludzi jako zbiorowości, która zawsze szuka tylko miejsca na krzywdę. Patrzę indywidualnie, bo każdy jest inny i trzeba tylko umieć rozpoznać osoby, którym na tobie naprawdę zależy. Jeśli jesteś w takiej sytuacji i nie potrafisz nikomu zaufać, ponieważ się boisz, dam ci kilka rad, które w moim przypadku przyniosły pożądany efekt. Po pierwsze znajdź osobę, która nigdy nie nadużyła twojego zaufania, która zawsze jest przy tobie i nie odwraca się od ciebie w najtrudniejszych sytuacjach, nawet jeśli sprawisz jej przykrość. Każdy ma taką osobę. Postaraj się przed nią otworzyć, nawet jeśli będzie to wymagało czasu. Uświadamiaj sobie, że ona nigdy cię nie skrzywdzi. Wmawiaj sobie to. Mów jej o sowich problemach, przemyśleniach. Ona ci pomoże. Po jakimś czasie zorientujesz się że nie każdy jest taki sam i nie ma ściśle określonej formuły zachowań. Będziesz bardziej ufny i zdobędziesz swój cel - obdarzysz kogoś stu procentowym zaufaniem.