Ciężki dzień zmęczenie i nuda spowodowały mój popołudniowy sen. Był on dziwny, smutny, a zarazem radosny. Najsmutniejszy sen ever.
Mrok. Wokół mnie ciemność, cisza. Jakby przed burzą. Środek nocy. W oddali słychać ujadanie starego psa, który jakby się mogło zdawać błaga o pomoc. Bezchmurne niebo, pełne gwiazd, rozświetlone baskiem księżyca, który świeci dziś jaśniej niż zwykle. Temperatura powietrza wskazuje na lato. Pewnie maj, lub czerwiec. Idę przed siebie, z słuchawkami na uszach. Nagle zatrzymuję się pod wielkim domem. W środku pali się światło, domownicy jeszcze nie śpią. W oknie widać jego, przytulającego swoją przyszłą żonę. Nie znam jej. Jest to postać obca, kompletnie nieznajoma. W tym samym momencie w moich oczach pojawiły się krople łez. Musiałam coś z tym zrobić. Musiałam się pożegnać. Jutro się pobierają. Czułam się tak cholernie nieszczęśliwa, nie wiedziałam czy będę w stanie wydusić przed nim choć jedno słowo, ale wiedziałam że muszę. Tak podpowiadało mi serce. Ruszyłam w stronę drzwi frontowych. Nagle z nikąd przede mną pojawiła się Ewelina. - Co ty kurwa robisz? Na mózg ci już upadło? Co ty sobie myślisz? Że pójdziesz tam i co? Nie możesz zrozumieć że jest szczęśliwy? Musisz mu to spierdolić? - Nie, nie chce mu niczego niszczyć. Chce się tylko pożegnać. Nic więcej. - Dobra, idź, rób z siebie pośmiewisko. Powodzenia. Krzyżyk na drogę. Zniknęła. Stałam przed drzwiami dosyć długą chwilę, zastanawiając się, czy nie miała trochę racji. I po co ja tam szłam? Sama tego nie wiedziałam. Wtedy moja ręka nacisnęła dzwonek do drzwi. Otworzył mężczyzna, wysoki, szczupły, pewnie po trzydziestce. - Pani do kogo? W pierwszej chwili nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Serce podeszło mi do gardła. Z resztą. Co miałam powiedzieć ? I po co? Po chwili zapytałam czy jest w domu. Mężczyzna odpowiedział mi, że jest tylko się kompie. Powiedział, że zaraz go zawoła. Po dłuższej chwili wyszedł z domu w samym ręczniku, dość zdenerwowany. Rzucił do mnie krótkie - Siema. Czego chcesz? Szybko bo nie mam czasu. - Przepraszam że tak późno, ale przyszłam się pożegnać, wyjeżdżam, już mnie więcej nie zobaczysz. Wiesz... pomimo tego wszystkiego cieszę się że cię poznałam. Życzę szczęścia na nowej drodze życia. Będę tęsknić. Byłeś i jesteś dla mnie wszystkim, co dawało mi szczęście. Żegnaj. Odwróciłam się. Po policzkach popłynęły łzy. Nie nieszczęścia. Raczej ulgi. Stał jak wryty.Otrząsnął się. Chyba nie mogło do niego dotrzeć to, co właśnie powiedziałam. Szłam przed siebie. Nie zważając na przeszkody, potykałam się o co drugi kamień. W pewnej chwili usłyszałam za sobą donośne - Zaczekaj ! Odwróciłam się. Podbiegł do mnie. Złapał za rękę. W oczach miał łzy. Przytulił. Nic nie mówiąc. Trzymał w objęciach bardzo długo i mocno. Korzystałam z tego, mając świadomość, że to ostatni raz w życiu. Szlochałam jak małe dziecko. Odsunął mnie od siebie. Otarł mokre policzki dłońmi i powiedział : - no i co ty robisz, głuptasie? Widzisz co ze mną robisz? Nie odchodź. Nie chcę tego. - nie nie mogę. muszę wyjechać. pozbierać się. - nie odchodź, błagam. kocham cię. i wiem że jesteś jedyną kobietą która mnie tak kocha. Teraz to sobie uświadomiłem. Zostań. Dla mnie... Nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku, który trwał wiecznie. Ponieważ się obudziłam.
W słuchawkach - JLo & Pitbull - Dance again i Eminem - Spacebound.